poniedziałek, 30 marca 2015

#Łaciata recenzja ~ 9

"Ostatnia piosenka" - Nicholas Sparks


   Nicholas Sparks pokazał mi swoją wielkość w "Ostatniej piosence", jak i innych powieściach, które zajmują teraz przestrzeń jednej z moich półek. Obecnie w swoich zbiorach posiadam dziesięć książek tego autora, co nie znaczy, że stronię od innych pisarzy. Zaskakuje mnie to, jak precyzyjnie buduje on zdania i jak wspaniałe historie dzięki niemu widzą światło dzienne. 
   Historia Ronnie i Will'a doczekała się ekranizacji w 2010 roku, a w główne role wcielili się m.in. Miley Cyrus, Liam Hemsworth i Greg Kinnear. Film bardzo mi się podobał mimo tego, że przedstawiał zmienioną historię pianistki, żeby nie powiedzieć inną. Wizja Julie Anne Robinson przypadła mi do gustu dlatego, że pod względem emocjonalnym była bardzo rozbudowana i sprawiała, że widz tonął w wytworzonej przez nią czeluści, płacząc i śmiejąc się wraz ze zmianami losów bohaterów.

   Sekretem całej książki jest wielka, rodzicielska miłość, którą Steve okazuje swojej zbuntowanej, zagubionej córce Ronnie. Mężczyzna nie patrzy na wszystkie przykrości jakimi odpłaca się jego starsze dziecko na ofiarowane z głębi serca dobro, pokazuje Ronnie, że jest silny i gotowy na poświęcenie dla niej. Dziewczyna zauważa to i można by powiedzieć, że dzieje się to zbyt późno, ale moim zdaniem, nigdy nie jest za późno na pójście w dobrym kierunku. 

   Will jest postacią ważną w romantycznej części powieści. Staje się on pierwszą miłością Ronnie, ku jak mi się wydaje, jej własnemu zaskoczeniu. Jak widać, czasem najłatwiej nam zadurzyć się w tym, co początkowo odpychamy. A może tak naprawdę tylko ukrywamy uczucia żywione do innych? Tego nikt nie jest w stanie ocenić, nawet największej sławy psychiatra, pozostawiam to więc jako słodką tajemnicę, a na powyższe pytanie każdy z Was niech odpowie sobie indywidualnie, jeśli ma taką potrzebę.

   Koniec książki jest przepiękny i scala wszystkie te linijki tekstu, nadając im sens. Pokazuje moc drugiej szansy i zmiany swojej decyzji, którą podjęliśmy pod wpływem impulsu. Lektura "Ostatniej piosenki" krótko mówiąc, zmusza do refleksji nad swoim życiem, postępowaniem i uczciwością. Autor pokazuje nam, że na pracę nad swoim charakterem nigdy nie jest za późno i czas, który poświęcimy na tę zmianę nie jest straconym.

   "Ostatnia piosenka" jest książką o rozstaniach i powrotach. Pokazuje je w bardzo realistyczny sposób, dzięki czemu czytelnikowi łatwiej wejść do świata bohaterów i zapoznać się z ich problemami i wątpliwościami.

   W książce Nicholasa Sparks'a podoba mi się również to, że nie pomija ona wartości jaką dla człowieka jest Bóg i wskazuje wszystkim, jak wielką wagę ma wiara w Niego w zwyczajnym życiu. Los odmienia się szybko, zdawać się by mogło, że przypadkiem, ale ja wierzę, że to wszystko jest zaplanowane w głowie tego Jedynego. Książka obudziła we mnie nadzieję, że tak może naprawdę być.

   "Bóg, zrozumiał nagle, jest miłością w najczystszej formie i w tych ostatnich miesiącach spędzonych z dziećmi czuł Jego dotyk, tak jak słyszał muzykę, która wydobywała się spod palców Ronnie."

Misia.
OCENA KSIĄŻKI:  4/5

#Łaciata recenzja ~ 8

"Hopeless" - Colleen Hoover


Ze specjalną dedykacją dla Asi.

   "Hopeless" jest książką, którą miałam okazję czytać, będąc na wakacjach w górach czyli całkiem dawno temu. Początkowo moje serce podbiła sama okładka, która symbolizowała dla mnie opiekę oraz czułość, jaką możemy okazać drugiemu człowiekowi.

   Moją ulubioną postacią, jak nie trudno się domyślić, jest Holder, który mimo nierozwikłanego przeze mnie do końca charakteru, wydaje się być bardzo odpowiedzialnym, młodym mężczyzną. Niejedna dziewczyna, jak śmiem przypuszczać, oddałaby niejedną książkę za takiego faceta, a książka dla prawdziwego "mola" to rzecz święta. :)

    Sky z początku wydawała mi się kobietą lekkich obyczajów, która dodatkowo jest bardzo "zacofana", jeśli można tak powiedzieć. Nie mogę zapomnieć tego momentu, gdy na początku książki dowiaduję się o tym, że dziewczyna nigdy nie była w szkole, a jej mama Karen nie kwestionuje zdobyczy techniki. Dobrym wydaje mi się życie wśród fikcyjnych bohaterów, ale nie do przesady, bo można zwariować. Jej postać nie przypadła mi do gustu, praktykując postawy moralne, których ja osobiście nie toleruję, gdyż - w dużej mierze - są sprzeczne z moją wiarą i wychowaniem. Oczywiście, wraz z biegiem fabuły poznałam inne, lepsze oblicze Sky oraz jej historię, która w ocenie jej postaci odgrywa ważną rolę. 

   Kluczem do rozwiązania zagadki ukrytej między wierszami jest tatuaż Holdera "Hopeless", który tłumacząc z języka angielskiego na polski znaczy "beznadziejny". Nie rozumiałam tego, jak ktoś o zdrowych zmysłach, bez żadnej umysłowej ułomności mógł tak oszpecić swoje ciało, póki nie okazało się, że ten "beznadziejny" wcale nie znaczy "beznadziejny". Less była siostrą Holdera, która popełniła samobójstwo, gdyż została wykorzystana przez ojca Sky, który po stracie córki postanowił molestować dziewczynkę z sąsiedztwa. Skąd zatem wzięło się "Hope" w tatuażu na ramieniu chłopaka? Otóż, jak się okazało, Sky to tak naprawdę Hope. Dziewczyna nie pamiętała swojego imienia do czasu, gdy zdesperowany Holder nie wyznał jej całej prawdy na temat swojego dzieciństwa i tego skąd się znają. 

   "Hopeless" porusza i zaskakuje, pokazuje trwałość urazów odniesionych w czasie rodzinnych tragedii. Można powiedzieć, że ta książka łamie serce kilkakrotnie, po czym finalnie skleja je na nowo.

   Polecam wszystkim na zimowe jak i letnie wieczory przy herbacie lub kawie, w górach, nad morzem czy na równinie. Przeczytajcie do końca, bo naprawdę warto.

   "Dlatego, że niebo jest zawsze piękne. Nawet wtedy, gdy jest ciemno, deszczowo czy pochmurno. To moja ulubiona rzecz na całym świecie, bo wiem, że nawet jeśli kiedyś się zgubię, będę samotny albo przerażony, ono i tak zawsze będzie nade mną. I będzie piękne. " 

Misia.
OCENA KSIĄŻKI:  5/5 

czwartek, 26 marca 2015

#Łaciata recenzja ~ 7

" Zakochać się " - Cecelia Ahern


   Wspomniałam przy recenzji " Pamiętnika z przyszłości " ( http://laciatyblogksiazkowy.blogspot.com/2015/03/aciata-recenzja-5.html ) jak świetną pisarką jest Cecelia Ahern. "Zakochać się" tylko jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto czytać jej książki. 

   Mam wrażenie, że są to powieści o lekkim nalocie psychologicznym, co nie znaczy od razu, że zabierają nas do wariatkowa, bo tak niektórzy interpretują ten typ literatury. 

   Historia Adama i Christie pokazuje, jak wielką pomoc drugiemu człowiekowi może okazać zwykły przechodzień, jeśli tylko tego chce. O dobre chęci, niestety, trudno w naszym, stale brnącym do przodu świecie, któremu brak czasu na chwilę zawieszenia. 

   Adam jest bohaterem, który mimo wszystko przypadł mi do gustu i to nie kwestia tak znaczącego imienia, jeśli kojarzycie biblię, jestem osobą religijną i zwracam uwagę na takie wartości ukryte między linijkami. Chłopak okazał się być bardzo czułym i wrażliwym mężczyzną. Wiem, że pewnie niektórzy - niedojrzali - chłopcy uznaliby jego postawę za "babską", lecz wrażliwość to bardzo cenna cecha charakteru, która czasami jednak może wpływać niekorzystnie na nasze zdrowie psychiczne oraz życie. Sama jestem z pozoru osobą "wiecznie uśmiechniętą", a tak naprawdę wiele smutku kryje się w mym wnętrzu. Płaczę tylko w środku duszy. Łatwo mi tym szczęśliwym trafem zrozumieć Adama i dlatego utożsamiam się z jego postacią. 

   Nie da się ukryć, że Adam jest po prostu kochany!

   Książka " Zakochać się " nie mówi wiele o miłości, a bardziej o odnalezieniu siebie i niespodziankach losu. Jedną z nich może być, jak się okazuje, nawet uczucie tak silne i trwałe jak prawdziwa miłość.

   " - Po której stronie mostu teraz stoję? - Zapytał pogodnie Adam. - Co? - Ściągnęłam brwi, przenosząc spojrzenie z niego na parę gapiów. - Co Ty wygadujesz? - Czy to miała być metafora? Czy to miało coś oznaczać?    Nadal się do mnie uśmiechał, całkowicie opanowany, jakby myślał racjonalnie, chociaż ja wiedziałam, że tak nie jest. Wróciłam we wspomnieniach do chwili, gdy ujrzałam go na moście po raz pierwszy. Stał wtedy na krawędzi gotowy do skoku. Przyjrzałam się mu uważnie. Tym razem nie zwisał tuż nad wodą, ale znajdował się na chodniku, po właściwej stronie barierki. Przyszedł na most, żeby podziwiać widoki. Nie miał zamiaru popełnić samobójstwa.- Kurwa mać - szepnęłam.- Chodź tutaj - zaśmiał się, wyciągając ręce w moją stronę.   Chwyciłam się za głowę potwornie zawstydzona, przeklinając swoje siostry, przeklinając jego, przeklinając siebie. Odsłoniłam przed nim duszę. Zażenowana zrobiłam kilka kroków w tył. "

Misia.
OCENA KSIĄŻKI:  6

środa, 25 marca 2015

#Łaciata recenzja ~ 6

"Gwiazd naszych wina" - John Green


    "Gwiazd naszych wina" jest książką, która zrobiła dużo szumu na całej kuli ziemskiej. O wielkości powieści świadczy chociażby fakt, że została ona sfilmowana w 2014 roku przez wytwórnię Twentieth Century Fox, która zajmuje się największymi światowymi ekranizacjami.

   Pierwszy egzemplarz pożyczyłam od koleżanki i wydanie różniło się od tego, które widać na wykonanym przeze mnie zdjęciu, gdyż czytałam tą książkę troszkę przed premierą filmu. Historia poruszyła mnie na tyle mocno, że od połowy płakałam i nie zapomnę nigdy tak wielkiej rozpaczy, jaką dostarczyła mi lektura tej pozycji. 

   Hazel i Gus to na pozór dwójka młodych, niedoświadczonych ludzi, na których spadła choroba nowotworowa. Przez czas, w którym się w sobie zakochują, towarzyszą im liczne pytania i wątpliwości, które jak sądzę nękają każdego z nas, lecz częściej dotyczą pewnie innej problematyki. 
   
   Fascynującym dla mnie jest to, jak John Green przybliżył mi chorobę nowotworową i wszystkie jej konsekwencje. To nie jest książka propagandowa, choć niektórzy tak właśnie twierdzą. Wyssana z palca? Nie zgodzę się z tym. Jeśli nie wiesz, co to znaczy chorować przewlekle, brać leki i bać się - nie oceniaj.

   W październiku 2014 roku napisałam recenzję dla portalu www.taniaksiążka.pl i otrzymałam wyróżnienie w postaci nagrody książkowej, za którą z całego serca pragnę podziękować sponsorom. Oto i ona, miłego czytania.


"Myślę, że te pięć gwiazdek to i tak za mało.
Ta książka zmieniła mój pogląd na życie i za to cenię ją ja oraz moi najbliżsi, którzy tę zmianę widzą. Problem osób chorych na nowotwór powiększa się, a razem z nim ich liczba. W mojej rodzinie jest kilka takich osób i wiem, jak trudno żyć w ich otoczeniu. Nie bardzo wiadomo, co powiedzieć, co zrobić, by im pomóc, a jednocześnie nie urazić. "Gwiazd naszych wina" obudziła we mnie nadzieję i pomogła zrozumieć to, jak działa świat z perspektywy osób chorych. Łatwiej mi w tym momencie wesprzeć moich bliskich. Załamanie to było to, z czym nie potrafiłam się zmierzyć. Widziałam je na twarzy mamy, taty, wujka i innych. Pragnęłam uciec, ale od tego nie ma ucieczki. Widziałam udrękę chorego i wiem, że porównanie do granatu jest bardzo trafne.
Oceniając historię... brakuje mi słów, bo książka była spełnieniem mojej nadziei i wiem, że tego szukałam. Napisana prostym i zrozumiałym językiem, który używają najczęściej zwykłe nastolatki. Podoba mi się to, że przeznaczona jest - w moim przekonaniu - dla młodzieży i naprawdę wnosi do życia dużo wartości. John Green dokonał czegoś niezwykłego, łącząc humor nastolatków z ciężkimi problemami i to jest fascynujące! Do tego nigdy nie spotkałam tak pięknej i głębokiej historii miłości, a w tak młodym wieku rzadko naprawdę udaje się zakochać, tym bardziej tak szczerze.
Zadziwiła mnie postać Augustusa, ale chyba bardziej to, co się z nim stało i jak łatwo role się odwróciły. Gus był - a przynajmniej wydawał mi się być - przebojowy i na luzie, natomiast Hazel była lekko zagubiona w świecie i myślała tylko o umieraniu, co nie jest dość pozytywną cechą. Podobało mi się to, że dzięki Augustusowi udało jej się w jakiś sposób zmienić. Niebywałe jest to, że połączyły ich zainteresowania dotyczące "Ciosu udręki".
Postać pisarza nie za bardzo przypadła mi do gustu, ale kiedy wyjaśniono, dlaczego jest pijakiem, zmieniłam swój pogląd na jego osobę.
Muszę przyznać, że mimo poruszanych problemów związanych z autorem "Ciosu udręki", odczuwam niedosyt z powodu tego, iż po zakończeniu nie dowiedziałam się tego, jak długo żyła Hazel albo tego, co stało się z przyjacielem Gusa. Nie oczekiwałam wiele, ale może jakiegoś małego sprostowania i dopełnienia.
Książka, którą polecam każdemu!"

   O ludziach chorych na raka warto pamiętać. Zawsze - w ciągu życia i po śmierci, bo zasługują na to w stu procentach. Są cichymi bohaterami skrytymi pod promiennym obliczem dnia i pozostają w ukryciu do samego końca, bojąc się stracić swoją waleczność i piękno. Ale czy tak jest łatwiej? Czy najlepiej jest zapomnieć?

   To tylko część mojego obszernego zdania na temat "Gwiazd naszych winy", lecz mogłabym się nad nią rozwodzić godzinami, a na to tutaj nie ma już miejsca.

   "A oto parę przemyśleń o Hazel: Niemalże wszyscy mają obsesję na punkcie pozostawienia po sobie jakiegoś śladu na ziemi. Przekazania swojego dziedzictwa potomności.Dalszego istnienia po śmierci. Wszyscy chcemy zostać zapamiętani. Ja też chcę. Najbardziej niepokoi mnie to, że będę kolejną zapomnianą ofiarą w odwiecznej i niechlubnej walce z chorobą. Chcę pozostawić ślad."

Misia.
OCENA KSIĄŻKI:   6 

#Łaciata recenzja ~ 5

"Pamiętnik z przyszłości" - Cecelia Ahern


      Czytałam " Pamiętnik z przyszłości" z zapartym tchem i mam wrażenie, że każdy reagował w ten sam sposób, choć niewykluczone, że jednak się mylę. 
  
   Historia Tamary jest bardzo osobliwa i pokazuje to, jak łatwo stracić wszystko oraz jak brutalne są konsekwencje takiego biegu wydarzeń. Z drugiej strony patrząc, los dziewczyny odmienił się tak samo szybko na lepszą, uczącą życia stronę, co dało jej doświadczenie i szczęście.

   Tym co ujęło mnie w powieści autorstwa Cecelii Ahern są przemyślenia głównej bohaterki dotyczące różnych drobiazgów, jak i całego, ogromnego świata. Lubię tego typu książki, bo sądzę, że sama jestem dość filozoficzną duszą.

   Cecelia Ahern nie pierwszy raz pokazała mi, jak świetnie pisze, bo do tej pory miałam w rękach kilka innych jej powieści, lecz ta byłą zdecydowanie pierwszą ze wszystkich. Nie szczędzę półki na kolejne egzemplarze, które wyjdą spod jej ręki w bliższej czy też dalszej przyszłości.

"Powiadają, że każda historia traci coś z każdym jej przypomnieniem. Jeżeli to prawda, ta jeszcze niczego nie straciła, ponieważ przedstawiam ją po raz pierwszy."


Misia.
OCENA KSIĄŻKI:  5/5

#Łaciata recenzja ~ 4

"Książę i gwardzista" - Kiera Cass 


   Przedstawiam Wam dodatkową część "Rywalek", która została napisana z perspektywy innych, znanych nam dobrze bohaterów, a mam tu na myśli dwóch nieujawniających się rywali - Aspena i Maxona.

   Jak na książkę napisaną przez kobietę, męski pogląd na świat został w niej przedstawiony bardzo dobrze, bo realistycznie. 
  Ze względu na to, że nie jestem fanką żadnej z postaci trylogii " Rywalki", nie zabolało mnie przedstawienie świata oczami obu panów. Większość czytelników, jak przypuszczam, ma swojego ulubieńca i mam nadzieję, że nie urażam ich moją oschłą bezstronnością.  Wyjaśniając, pamiętajcie o tym, że każdy ma prawo do wyrażenia własnej opinii. 

   Dodatkowo w tym egzemplarzu możemy znaleźć wywiad z autorką, który wyjaśnia dużo niezrozumiałych rzeczy i wzmacnia wyobrażenie o osobie, która stworzyła "Rywalki". Po za tym w środku natknęłam się na drzewa genealogiczne Americi, Maxona i Aspena, które, niestety, wydały mi się kompletnie zbędne, bo nic nie wniosły do zawartości książki, a wręcz mi wszystko skomplikowały. Oczywiście dla tych, którzy lubią poznawać rodzinne korzenie, okaże się to bardzo ciekawe, czego nie podważam i nie oceniam.

   Bardzo zaskoczyła mnie specjalna lista piosenek, w której każdy utwór został przypisany do wyznaczonego fragmentu książki. O dziwo, jak się przekonałam, większość z nich naprawdę idealnie dopasowuje się do sytuacji. Ten nowoczesny pomysł zasługuje na 5! 

   " W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła moja matka.
   Jak zwykle ojciec rozpromienił się na jej widok. "

Misia. 
OCENA KSIĄŻKI:  5/5 

#Łaciata recenzja ~ 3

"Jedyna" - Kiera Cass


   "Jedyna", czyli trzecia część pochłanianej przez dziewczyny serii "Rywalki". 
   
   Mimo tego, że "Elita" bardzo mnie denerwowała, ze względu na postać Aspena, którego było tam za dużo - tak jak Jacoba w "Zmierzchu" Stephenie Meyer - podobała mi się najbardziej z całej trylogii. 
  
   Oczywiście, jak większość z Was, lubię dobre zakończenia, ale tylko wtedy, gdy naprawdę są tego warte. Moim zdaniem "Jedyna" trzymała w napięciu do samego końca i ktoś kto przypadkowo nie przeczytał zakończenia, byłby bardzo skołowany i poddenerwowany. Ten dreszczyk emocji opłacał się jednak, przynajmniej w moim przypadku. 
    ^ ( Tu przepraszam, jeśli dla Was to spoiler ) ^

   Z niecierpliwością godną książkowego mola, czekam na kolejną część i nie mam tu na myśli "Księcia i Gwardzisty" ( egzemplarza dodatkowego do trylogii ), lecz kolejną cześć noszącą angielski tytuł "The Heir", przełożony wstępnie na polski jako "Następczyni". Z tego, co podano na stronie wydawnictwa Jaguar ma ona się ukazać w maju tego roku, więc zbieram pieniądze i szykuję się na zakup! 
   Pragnę zauważyć, że America jest kobietą o rudym kolorze włosów, co nie wydaje się być ważne przy czytaniu i faktycznie takie nie jest, lecz ja zwracam uwagę na szczegóły i stwierdzam, że ta dziewczyna łamie stereotypy przypisane rudym osobom. 

   "Zamiast tego zaczęłam snuć plany. Jedyną metodą, żeby wszystko poukładać, było zakończenie Eliminacji. "


Misia. 
OCENA KSIĄŻKI:  5/5 

#Łaciata recenzja ~ 2

"Elita" - Kiera Cass



   "Elita" jak już wspominałam jest drugą częścią trylogii "Rywalki". W tej recenzji mam zamiar zwrócić Waszą uwagę na styl jakim pisze autorka. Myślę, że jest on bardzo zrozumiały dla każdego przeciętnego człowieka i cieszy mnie brak wulgaryzmów w tekście, który powiększa przedział wiekowy, nie pomijając dziewczynek z podstawówki, które zapewne marzą o tym, by kręcić się w wieczorowej sukni po sali balowej lub - czego nie wykluczam - być Violettą.

   Bardzo zachęcającym do czytania są rozwijające się i ciągle zmieniające wątki, które nie pozwalają nam zostać w melancholii oraz chronią przed powszechnie znanym znudzeniem. Dodatkowo w świecie Americi zaczyna budować się rywalizacja, wydająca się dla mnie wręcz niekobiecą. Uważam, że żadnej z dziewcząt nie wypada rzucać się z pazurami na drugą, a tym bardziej tym, które walczą o względy dobrze wychowanego człowieka, nie mówiąc już o księciu. Jak właśnie potwierdziłam, książka może rozbawiać prostotą zawartą w swojej wyższości.
  
   Przyznam, że przy lekturze tej książki towarzyszyły mi bardzo skrajne emocje i zdecydowanie ostrzegam ludzi, którzy tak jak ja, wczuwają się w fabułę i przeżywają ją bardzo głęboko. Czytajcie pomału, Kochani!

   Kiera Cass po prostu zaskakuje, coraz to nowymi, niekonwencjonalnymi zwrotami akcji, za co naprawdę ją cenię. Zapoznanie się z twórczością tej autorki było dla mnie bardzo miłym, nowym doświadczeniem.

"Maxon przytulił mnie w milczeniu i zaczął gładzić po włosach.Pragnęłam wymazać wszystko inne i zatrzymać ten moment na zawsze, tę krótką chwilę, kiedy on i ja wiedzieliśmy, ile dla siebie znaczymy."


Misia.
 OCENA KSIĄŻKI:  4/5

#Łaciata recenzja ~ 1

" Rywalki " - Kiera Cass


 
   Czytając "Rywalki" odniosłam wrażenie, że "Igrzyska Śmierci" autorstwa Susanne Collins ( które również Wam zrecenzuję w najbliższym czasie ) powróciły w lekko zmienionym wydaniu. Jest do negatywna cecha według mnie, bo nikt nie lubi utartego scenariusza, a przynajmniej nie ja.
 
   Trylogię poleciła mi przyjaciółka, która przeczytała ją dużo wcześniej. Z jej relacji wynikało, że książka jest ciekawa, choć z drugiej strony ciężko to stwierdzić, wiedząc, że moja przyjaciółka unika tzn. spoilerów.

   Cieszy mnie to, że świat "księżniczek" został przedstawiony, nie stosując propagandy, jaką zauważam w "Kopciuszku" ( mimo, że to moja ulubiona bajka z dzieciństwa pewnie dlatego, że nie lubię wydawać na buty i ubrania ). Szybkie zwroty akcji występujące w książce sprawiają, że czytelnik zamiera w ściskającym gardło napięciu lub nie może uwierzyć w to, jak toczą się losy bohaterów.


   Biorąc pod uwagę postacie...

   Maxon mnie zirytował swoją dość niezdecydowaną postawą, w czym niczym nie poróżnił się zresztą od Americi, która zaszła mi za skórę dużo głębiej, niestety. Jej wahanie pomiędzy Aspenem, a księciem znudziło mnie w bardzo dużym stopniu dlatego, że "Zmierzchu" nie zamierzałam czytać na nowo. Stwierdzam, że zbyt wiele książek jest do siebie podobnych, biorąc pod uwagę ich treść. Czy brakuje na świecie oryginalnych autorów?

   Podsumowując tą pozycję, "Rywalki" podobały mi się dlatego, że zakończenie zmusza czytelnika do natychmiastowego wręcz sięgnięcia po kolejny tom, którym jest "Elita". Pomijając "środek", okładka ujęła mnie głęboko, bo wydawnictwo Jaguar stworzyło dla każdego czytelnika naprawdę królewski egzemplarz.



" - Skoro bywasz porywcza, może w takim razie to Ty nakrzyczałaś na naszego księcia?   Westchnęłam.- Tak, to byłam ja.A moja matka dostaje właśnie ataku serca.- Niech Pan ją poprosi, żeby opowiedziała całą historię! - Zawołał Maxon do Gavrila.   Gavril spojrzał na niego, a zaraz potem na mnie.- Ach tak? Jaka to historia?   Próbowałam spiorunować Maxona wzrokiem, ale cała ta sytuacja była tak niesłychana, że nie udało mi się tego zrobić."

Misia.
OCENA KSIĄŻKI:  4/5