sobota, 26 marca 2016

Łaciata informacja!!!


Kochani!
Zapraszam do polubienia nowej kampanii społecznej, którą tworzy bookhunter.pl :) Znajdziecie tam wywiady z autorami, wideo recenzje, książkowe TAGI i wiele, wiele innych. :)
https://www.facebook.com/LowcyKsiazekPolska/?skip_nax_wizard=true
Będę wdzięczna za wszelką pomoc z Waszej strony! :)
Misia.

czwartek, 17 marca 2016

#Łaciata recenzja ~ 62


"Przekonacie się Państwo w trakcie lektury tej książki, że Walt Disney był Myszką Miki,
a Myszka Miki była Waltem Disneyem."

Powyżej macie możliwość przeczytania mojego zdecydowanie ulubionego  cytatu z książki noszącej tytuł "Walt Disney. Potęga marzeń". Czy jest on trafny? Jak najbardziej tak!


Chyba nigdy nie przypuszczałam, że jakaś biografia tak mocno mnie wciągnie i zainteresuje, a "Potęga marzeń" totalnie mnie kupiła! Może ma z tym coś wspólnego fakt, że jestem fanką twórczości Walta Disneya, ale bez względu na wszystko jestem naprawdę zadowolona z tego, że egzemplarz powyższej książki od dzisiaj stoi na mojej półce.

Walt Disney dotąd wydawał mi się symbolem niesamowitego bogactwa zarówno poprzez swoją wyobraźnię jak i pieniądze oczywiście. Czemu pieniądze? Otóż, biorę pod uwagę fakt, że zbudowanie kilku parków rozrywki (Disneylandów) pełnych wszędzie obecnego przepychu jest kosztowne, a nakręcenie tak wielu filmów oraz otrzymanie tytułu największej korporacji rozrywkowej na świecie zobowiązuje do pewnego toku rozumowania. To nie zdarza się codziennie każdemu przeciętnemu człowiekowi.

Nigdy nie spodziewałam się jednak, że droga do sukcesu może być tak kręta, praca może być często wyjątkowo żmudna i chęć do tworzenia może być niezłomna mimo niepowodzeń. Tak właśnie zaczynał Disney. Od ciągłych niepowodzeń. Pracy z zamiłowania, lecz bez rezultatów. Warto pokusić się o stwierdzenie, że więcej zainwestował w ten interes, niżeli wyjął na początku swojej kariery.
"Potęga marzeń" nie jest jednak książką zawierającą w sobie opis życia Disneya od momentu jego pierwszej artystycznej działalności, a od momentu jego narodzin. Obrazuje historię jego dzieciństwa i dorastania. Pokazuje rygor z jakim Disneyowie wychowywali syna.
Pokazuje chłopca z wielkimi marzeniami.

W książce nie brak również specjalnego zwrócenia uwagi na wady Walta, przejawiające się w jego impulsywności czy wynikającej z nadmiernego stresu złej kondycji psychicznej, która wymagała zastosowania małej przerwy w pracy w wytwórni Disneya. Tak było...

Jednak sam Disney jest idealnym przykładem na to, że w życiu można coś osiągnąć bez uprzednich kontaktów, że samemu można zbudować sobie mosty i zawojować świat, lecz nie należy od razu oczekiwać największych zwycięstw. Ta książka obrazuje drabinę. Drabinę, po której każdy, kto mam marzenia powinien się kategorycznie wspinać, by osiągnąć sukces. W przypadku samego Disneya zdarzyło się kilka upadków i to wcale nie z niskich szczebli, ale zawsze się podnosił i mimo wątpliwości wyrażanej przez otoczenie, parł do przodu.

To jest w tej książce inspirujące. 

Niesamowicie niezwykłe są opisy pracy nad danymi kreskówkami i filmami, które serwuje nam autor Bob Thomas, pozwalają na poznanie tajemnicy geniuszu, jakim obdarzony był tytułowy bohater. Długo zastanawiałam się nad tym, dlaczego autor tak dokładnie to wszystko opisał, bo odniosłam wrażenie, że nie zataił przed czytelnikiem żadnego szczegółu i doszłam do wniosku, że nie musiał, bo nikt nie powieli teraz pracy Walta Disneya, gdyż czasy się zmieniły. Teraz możemy tą znaną na całym świecie postać, która podbiła Hollywoodzkie kina tylko podziwiać.

Czego można się nauczyć z tej biografii?

Można spróbować zacząć zauważać małe rzeczy, dbać o każdą błahostkę, by móc tworzyć własne idealne kompozycje i nie tyczy się to tylko filmów rysunkowych. Myślę, że ta książka nadaje się do nauki tak trudnej umiejętności, jak komponowanie. Nauczy ona tego fachu każdego, komu takowa umiejętność może okazać się przydatna.

Nie da się ukryć, że w książce wybija się wizerunek Walta Disneya, jako osoby, pociągającej za sznurki, ale i genialnego wizjonera. Nie przeszkadza mi takie przedstawienie tej postaci. Wierzę, że istnieją ludzie natchnieni i nie wątpię w to, że Disney był jedną z takich osób.

Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na szatę graficzną książki, gdyż dla mnie zwykle jest to aspekt bardzo ważny. Otóż, przeglądałam sobie na zagranicznych stronach inne wydania tej książki i muszę przyznać, że polska okładka "Potęgi marzeń" jest naprawdę miła dla oka. Poza tym idealnie obrazuje pewną kwestię ukazaną przez Boba Thomasa w tejże biografii, a mam tu w szczególności na myśli połączenie świata realnego z fantastycznym (stworzonym dzięki filmom rysunkowym) jak np. zostało to opisane w przypadku "Alicji w Krainie Czarów". Cały front książki przedstawia się bardzo minimalistycznie, a ze względu na to, że ostatnio polubiłam tego typu okładki, dla wydawnictwa Dream Books leci ode mnie ogromny plus. Walt Disney i ta mała Myszka Miki, która siedzi mu na kolanie idealnie odwzorowują cytat, który przywołałam na początku mojej recenzji, co nadaje sensu całej szacie graficznej. Może jest to nadinterpretacja owej oprawy, jednak pokazuje ona, że można ten wygląd rozumieć pod wieloma kątami.

Drogi czytelniku, jeśli szukasz zatem inspiracji, jesteś ciekawy, jak powstawały największe bajkowe hity i skąd się wziął pomysł na kultową Myszkę Miki - ta książka jest dla Ciebie! 
Nie czekaj dłużej, tylko bierz się za czytanie! :)

Za możliwość przeczytania książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Dream Books.

Link do recenzji >>> KLIK

środa, 16 marca 2016

#Łaciata recenzja ~ 61

"Jednak na widok płynącej po niebie smukłej sylwetki unoszącej się dzięki czarnym skrzydłom, wielu przychodziło na myśl, że to wszystko było możliwe tylko dzięki straszliwej łotrzycy i wspaniałej bohaterce."

"Czarownica" to jedna z trzech książek serii "Prawdziwe historie" opublikowanej przez wydawnictwo Dream Books. Co sobą reprezentuje? Czy warto ją przeczytać? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej recenzji.


Nie będę Was zanudzać i pisać przydługiej opinii, nieadekwatnej do wnętrza książki, do jej objętości oraz zawartych w niej wartości, gdyż nie na tym skupia się rola recenzenta.
"Czarownica" jest książką wartą przeczytania, gdy czeka nas lekki, przyjemny wiosenny wieczór w naszych czterech kątach. To opowieść o znanej większości dzieci złej postaci, czarownicy, którą Walt Disney w jednej ze swoich bajek - Śpiącej Królewnie - przedstawił, aż nadto negatywnie. Co mogę dzisiaj na ten temat powiedzieć? Że nie ma bardziej propagandowej bajki, niż "Śpiąca Królewna".
Jak się okazało, Diabolina wcale nie była człowiekiem bez serca, ale przez pewne wydarzenia, które miały miejsce w jej życiu, zamknęła się w sobie, zbudowała wokół swojego serca mur, który - tu proszę słuchać wyjątkowo uważnie - złamała dopiero Aurora, malutka córka króla Stefana, czyli największego zdrajcy i człowieka, który popadł w paranoję.. Książka pokazuje nam naprawdę czułą, wrażliwą kobietę, postać rodem z fantazji, którą kierują dobre pobudki, ale i rozżalenie do świata ludzi, w którym ona nie uczestniczy równie czynnie jak inni przez wzgląd na swoją postać, czyli skrzydła, które nie są codziennością w ludzkim, ograniczonym świecie. Dodatkowo sprawcą jej wielu złych decyzji jest wielka, niespełniona miłość i oszustwo, jakiemu została poddana z winy zachłanności Stefana - marnego, nic nieznaczącego służącego, który zrobił wszystko, by zdobyć tron i mieć władze.

Stefan odebrał dziewczynie, która go kochała skrzydła, stanowiące żywy symbol jej przynależności do Wrzosowisk, do świata magii, tylko z chęci bycia królem, bycia zauważonym. To samolubne.

Czyż nie było to okrutne? Owszem, było.

Diabolina jak każdy człowiek posiadała swoje sekrety, swoje wady i zalety, słabsze i mocniejsze strony i tak jak wielu z nas była do czegoś przywiązana. W jej wypadku była to para czarnych skrzydeł, która zabierała ją w przestworza, a która w wyniku okrucieństwa zwykłego, małego człowieka została jej odebrana.

Czy to było uczciwe? Nie, nie było.

Książka jest słowną adaptacją znanych nam powszechnie ludzkich odruchów, zarówno dobrych jak i złych. Sama Diabolina jest fatastyczną przedstawicielką bardzo ludzkich zachowań, obrazuje nam słabość istoty człowieka oraz bezsilność wobec uczuć, które nami władają. Pokazuje, że mimo niezwykłych mocy, nie potrafi wygrać z własnym sercem, choć ciągle przytomny rozum każe czynić inaczej, by nie zaliczyć bolesnej potyczki. To przykład zwyczajnej kobiety, która jest zazdrosna, rozżalona i zraniona, a przede wszystkim DOBRA.

To właśnie dobro jest całą istotą tej powieści, moim zdaniem. Cieszę się, ponieważ po raz pierwszy zdarzyło mi się czytać książkę, gdzie obraz dobra został przedstawiony w tak niecodzienny sposób. Doszukałam się szlachetności w tym, co na pozór wydawało mi się złe, kojarzyło mi się jedynie z nieuczciwymi intrygami itd. Pomimo tego, że w książce nie brak bólu, który był dla mnie nieodzowną częścią zła, to tu przybiera rangę czegoś innego - cierpienia dla dobrej sprawy.
Uważam, iż "Czarownica" jest historią nad wyraz wartościową. Przełamuje ona powszechnie przyjęte stereotypy, że "zły człowiek, nie może być dobry", bo jak widać może.

Polecam tę książkę wszystkim bez względu na wiek, bo śmiem przypuszczać, iż każdy z nas czytał, bądź oglądał kiedyś bajki pełne czarnych charakterów. Może warto głębiej zastanowić się nad przyczynami złych zachowań tych postaci?

"Czarownica" jest świadectwem na to, że w każdym człowieku, bez względu na to jakim się wydaje początkowo, kryje się dobro. Większe czy mniejsze, ale jednak dobro, a to jest wartość, którą należy przekazywać z pokolenia na pokolenie. Już dziś i Ty możesz zmienić światopoglądy swoich najbliższych - rodziców, dziadków czy dzieci. Przeczytaj "Czarownicę" i odkryj niesamowitą magię zamkniętą w historii niełatwego istnienia Diaboliny.

Za możliwość przeczytania powyższej książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Dream Books.

Link do recenzji >>> KLIK

niedziela, 6 marca 2016

Kochani! <3
Zapraszam Was na moje książkowe podsumowanie lutego! <3


Komentujcie na YT, subskrybujcie i polecajcie, jeśli Wam się ten filmik spodoba! <3 Wybaczcie delikatnie chore gardło, siła wyższa zadziałała na nie, niestety.

Czekam na Wasze opinie o książkach, które przybyły do mnie w lutym. :) Z chęcią porównam moje wrażenia i poznam Wasze zdanie na temat tych książek. :)

Misia.

sobota, 5 marca 2016

#Łaciata recenzja ~ 60


"Heather zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Poczuła zapach Paniki. Zapach lata."

Heather jest zwykłą dziewczyną, mieszkającą w niewielkim miasteczku o nazwie Carp, które czuć nędzą i nudą na kilometr. Po zerwaniu z chłopakiem, którego kochała, postanawia dołączyć do niesamowitej gry zwanej "Paniką".

Czy udało jej się wygrać?



Tego zdecydowanie nie mogę Wam zdradzić, bo nie sięgnęlibyście po tą niesamowitą książkę. To jest historia, którą każdy powinien poznać, ponieważ uczy tego, jak należy postępować w momencie, gdy czujemy się zagrożeni. 
Przytaczając jeden przykład, a mianowicie pożar starego domu, w którym znajdowali się uczestnicy Paniki, można by stwierdzić, że książka uczy nas spokojnego zachowania i racjonalnego myślenia w sytuacjach, które i nam mogą się przydarzyć, choć oczywiście nie w każdym przypadku.
Cenię tą powieść za nowatorskość, bo jednak splot fabuły zaserwowanej czytelnikowi przez Lauren Oliver jest niesamowity.  Każde zdanie skutecznie trzyma czytelnika w napięciu, nie pozwala odłożyć książki. Przeczytanie "Paniki" zajęło mi dwa dni, co jest bardzo dobrym wynikiem, zważając na to, jak wiele mam zajęć i jak mało czasu na wykonanie ich wszystkich. 
Lauren Oliver przekonała mnie do siebie "Delirium", ale jakoś nie miałam wielkiego zapału do tego, by sięgnąć po jej następną powieść, która nosi tytuł "7 razy dziś", ale teraz twierdzę, że to duży błąd.
W stylu pisania tej autorki jest coś, co stało się dla mnie znajome i czytając "Panikę", czułam się tak, jakbym rozmawiała ze swoją przyjaciółką o ważnych dla mnie problemie, jakim jest ciągły stres, który towarzyszy mi każdego dnia. Może on dotyczyć błahostek, jak i spraw ważniejszych. Ze względu na to, że mam chore serce, nie powinnam się stresować, więc przeczytanie tej powieści dało mi wiele do myślenia, pozwoliło zbudować we mnie przekonanie, iż bez względu na wszelkie niebezpieczeństwo dam radę i zwyciężę tak, jak Heather. 
Dużym plusem w powieści jest charakteryzacja postaci i sytuacje, które nam ich pokazują w różnym świetle. To jest niesamowite. Heather jest bohaterką waleczną, dobrą i wrażliwą pomimo, że chowa te delikatne cechy, pod maską twardej, dojrzałej kobiety, jednak nawet jej dokucza niepewność. Życiowa niepewność. Przyjaźń głównej bohaterki i Nat wyjątkowo przypadła mi do gustu. 
Dlaczego?
Otóż, przysłowie mówi "przeciwieństwa się przyciągają" i w tym wypadku jest to moim zdaniem najlepsze określenie, które jest w stanie ową relację opisać. Nat jest zwariowana, lekko naiwna i w nosi powiew świeżości do tej dość skomplikowanej książki. Sprawia, że czujemy się częścią tej historii, obserwatorami czegoś niecodziennego, podniecającego i niesamowitego. 
Kolejnym plusem jest ta zagadka, którą czytelnik próbuje rozwiązać, czytając. Dobra książka to taka, która nie podaje wszystkiego na tacy. Oczywiście, to jest moje indywidualne zdanie i nie każdy musi się z nim zgodzić. Szukałam sędziego od samego początku, choć był to niewiele znaczący epizod. Nie dla mnie. Jako recenzent przeczytałam już nie jedną książkę i nauczyłam się zwracać uwagę na szczegóły. Szukałam sędziego, próbowałam zgadnąć, który z bohaterów nim jest i zostałam oszukana, żeby nie powiedzieć "zrobiona w konia". W życiu nie pomyślałabym, że sędzią będzie ta postać, która się nią okazała, a niestety nie chcę Wam spoilerować, więc nic więcej nie mogę w tym temacie zdradzić, musicie to bowiem przeczytać i to szybko! 
Chciałabym również poruszyć bardzo ważną kwestię, jaką jest oprawa graficzna książki, czyli okładka oraz jej wykonanie. Uwielbiam wydawnictwo Otwarte za to, że w ich książkach zawsze pojawiają się kremowe strony, które dla kogoś kto ma wadę wzroku, są zbawieniem. Okładka jak każda, stworzona przez powyższe wydawnictwo przyciąga wzrok, zachęca do lektury i intryguje. Lubię czytelne okładki i ta na pewno się do nich zalicza. 
Co mogę jeszcze powiedzieć?
Dziękuję za egzemplarz książki wydawnictwu Otwarte i zachęcam Was gorąco do lektury "Paniki"! :)

#Łaciata informacja nocy!

Co oznacza #Łaciata Informacja Nocy? 
Otóż, na moim zegarze wybiła właśnie 2:21, a ja nadal siedzę, piszę książkę, sklecam recenzje i ta da da DAM kolejny filmik na You Tube! <3 Nie pytajcie, proszę, czy rozpoczynam swoją przygodę z vlogowaniem, bo jeszcze żadna decyzja nie została podjęta. Kręcę ten filmik ze względu na prośby paru osób i zachęty Patryka, który stwierdził, że fajnie by było, gdybym zadomowiła się na You Tube. Nie wiem, czy to dobry pomysł i z chęcią dowiem się, co wy na ten temat myślicie. :)

Podsyłam Wam zdjęcie (zrobione w trakcie ględzenia) na zachętę i obudzenie ciekawości o tak późnej, bądź też wczesnej porze, zależy, jak kto patrzy.


#Łaciata recenzja ~ 59

"Ogień i lód" - Erin Hunter (Cykl: Wojownicy)

" Ogień i lód to niesamowita opowieść o walce, honorze, przyjaźni i niełatwym wkraczaniu w dorosłość. Książka zabiera nas w podróż po fantastycznym, nieprzewidywalnym, barwnym i całkowicie genialnym świecie nietuzinkowych kotów, stworzonym przez Erin Hunter. Kontynuacja przygód Ognistego Serca i jego kompanów z Klanu Pioruna to idealna lektura dla każdego bez wzglęgu na wiek!

- Milena Wiktoria Jaworska, autorka książki "Miles", Łaciaty Blog Książkowy, bookhunter.pl

Wydawnictwo Nowa Baśń zaskakuje mnie od samego początku swojego istnienia tym, że wydaje książki wyjątkowo pięknie, dbając o tłumaczenie i szatę graficzną, co znaczy, dopracowując swoje dzieła do ostatniej strony. Te książki są wydane idealnie i nie chodzi mi tu o treść, a całokształt wykonania. Fabuła, jak wiadomo, nie musi się wpisywać w gust każdego. Tak jest również w przypadku Wojowników.


Jeżeli nie przepadasz za przygodami, za poznawaniem natury czegoś niecodziennego, co wydaje się niemożliwe, bo jak inaczej mogę nazwać opisywanie przez człowieka akcji oczami kota, z punktu widzenia dzikiego zwierzęcia, nie sięgaj po Wojowników.
Jeśli jednak jeszcze nie podjąłeś ostatecznej decyzji lub chciałbyś mimo wszystko poznać moją argumentację, słuchaj.
"Ogień i lód" to drugi tom cyklu książek "Wojownicy". Przyznam, że nie przyciągał mojej uwagi, gdy został on wydany przez wydawnictwo Amber, ponieważ szata graficzna była staromodna, niedopracowana i kompletnie niezachęcająca. Uważam, że tamto wydawnictwo skrzywdziło tę historię. Nowa Basń natomiast odświeżyła okładkę i dzięki temu wydawnictwu cykl "Wojownicy" przeżywa drugą młodość.
Pozostając w temacie wykonania książki. Plusem są kremowe strony, dzięki którym tekst czyta się bardzo miło i sprężnie. Dla kogoś takiego jak ja, kto ma wadę wzroku i bardzo wrażliwe oczy, to istotny szczegół. Książka - jak przystało na polskie wydania literatury młodzieżowej lub dziecięcej - ma miękką oprawę, wzbogaconą o skrzydełka ( to właśnie na jednym z nich możecie znaleźć moją, zacytowaną wyżej, polecajkę.
Przechodząc do fabuły, chciałabym powiedzieć, że zdążyłam się już oswoić z tym, że wchodzę w ciało kota, że powinnam się postarać troszkę inaczej spojrzeć na świat. Przyznaję jednak, że spojrzenie przedstawione przez Erin Hunter jest mimo wszystko wyjątkowo ludzkie, które może świadczyć o tym, iż autoka jest przekonana, iż koty odbierają świat tak, jak ludzie, są tak samo inteligentne, ale pamiętajcie, że pozostaje to w domyśle, ponieważ nie zgłębiałam tematu poglądów autorki. A może warto to zrobić! Taka myśl na przyszłość.
"Wojownicy" to na pewno cykl, który pokazuje dorastanie. Wielu z Was na pewno miało styczność z twórczością J.K. Rowling, czyli z "Harry'm Potter'em" bez względu czy to w wersji filmowej czy papierowej. Jeżeli poznaliście Harry'ego Potter'a, to na pewno zrozumiecie, co mam na myśli, mówiąc " cykl, który pokazuje dorastanie". Po samej okładce można zauważyć zmianę wyglądu kota, który z małego kociątka, staje się walecznym kotem, przed którym stoi masa wyzwań.
Ogniste Serce ujął mnie już w pierwszym tomie, a w drugim moja miłość do głównego bohatera jeszcze wzrosła. Oczywiście, resztajego przyjaciół jest również bardzo czarująca, jednak nie aż do tego stopnia. Z Ognistym łatwo się utożsamić, bo przecież każdy w swoim życiu staje przed ważnymi decyzjami i każdy poznaje ich konsekwencje. 
Czy już nie za wiele zdradziłam? Mam adzieję, że nie.
Nie chcę skupiać się w tej recenzji na fabule - za co przepraszam wydawcę - bo wiem, że z moich ust wylecą wtedy spoilery, a nie chciałabym nikomu psuć lektury,a jedynie do niej zachęcić, bo naprawdę warto. Fabuła jest groteskowa. Cenię ją za innowacyjność, to nie jest powielony pomysł. Przykro mi, jeśli ktoś się ze mną nie zgodzi, ale subiektywnie oceniając, ja mówię, iż nigdy się z podobnym rozwiązaniem narracji nie spotkałam. Kot nam opowiada? Co kot nam może opowiedzieć? Zadawałam sobie te pytania przed rozpoczęciem lektury "Ucieczki w dzicz" (pierwszego tomu Wojowników), a przed "Ogniem i lodem" pytałam: Czym te pełne charakteru stworzenia ujmą mnie tym razem? 
Uważam, niestety, że "Ogień i lód" posiada pewien minus. Dla niektórych zapewne przeważy on na szali i podejmą już decyzję. Ta książka jest zdecydowanie za krótka i oczywiście łamie Ci serce ostatnią stroną i musisz CZEKAĆ na tom trzeci, co jest istną udręką. 
Podsumowując, jak możecie zauważyć, moja recenzja jest nieszablonowa w stosunku do tej konkretnej książki, a wynika to z mojej troski o lojalność wobec Was, ponieważ nikt nie lubi, poznawać książki przed jej przeczytaniem, dowiadywać się o momentach, które potem, w trakcie czytania, okazują się istotne. Nie chcę Was tak skrzywdzić, a ze względu na to, że straszna ze mnie gaduła, mogłoby się tak zdażyć, niestety. Nie mogę w pełni za siebie odpowiadać.
Mam jednak nadzieję, że moja opinia nakreśliła Wam atuty nie tylko "Ognia i lodu", ale również całego cyklu "Wojowników", ponieważ chciałam przez te wszystkie akapity powiedzieć, że jestem zakochana w tej książce po uszy i ciut, ciut. Może nie jest to książka pełna mądrościowych cytatów, ale na pewno jest to powieść, z którą miło spędzicie czas w rodzinnym gronie, ponieważ jest przeznaczona dla każdego. Wyruszcie w przygodę, wyrwijcie się na chwilę z tego zabieganego świata w ten, jakże piękny sposób, poprzez czytanie! 

#Łaciata recenzja ~ 58

"Ocalenie Callie i Kaydena" - Jessica Sorensen

Nie byłam przekonana, co do drugiej części "Przypadków Callie i Kaydena" i bałam się, że autorka powieli to, co zostało już powiedziane w części pierwszej i mimo tego, że w jakimś stopniu tak owszem się stało, to lektura tej powieści okazała się przyjemna i magiczna.

Niesamowite jest to, jak Jessica Sorensen przedstawiła zagubienie Kaydena, całą jego nienawiść do życia, do świata oraz pragnienie, by skrzywdzić samego siebie. Gumowe bransoletki do końca świata będą mi się kojarzyć z pokonywaniem bólu psychicznego poprzez fizyczne jego odwzorowanie. To bardzo pozytywne, jeśli powieść ma znaki szczególne, które kojarzą się tylko z danymi bohaterami, gdy wnosi coś świeżego do większości utartych schematycznych historii miłosnych.  Walka Callie o miłość i ukochanego również jest nietuzinkowa, co tylko polepsza całokształt tej - jakże bolesnej - historii.

Należy również wspomnieć o takim ważnym aspekcie, jak barwność bohaterów, która dla mnie jako czytelnika zawsze ma wielkie znaczenie.
Seth i Luke to bardzo dobrze scharakteryzowane postacie i przyznam, że mocno wkupiły się w mój gust zarówno poprzez bardzo życzliwe charaktery, humor, jak i młodzieńczą pomysłowość, łatwość podejmowania decyzji pod presją i całą resztą zalet, których nie sposób wymienić w tej recenzji. Żywię więc nadzieję, że jeszcze o nich usłyszę, a Wy przeczytanie "Ocalenie Callie i Kaydena", by przekonać się, co widzę w tej dwójce mężczyzn.

 Callie i Kayden może i różnią się od siebie w pewnych kwestiach ,ale są też do siebie bardzo podobni, co może się niektórym wydać złym zabiegiem, jednak moim zdaniem podkreśla to fakt, że łatwiej im się porozumieć oraz łączy ich nie tylko miłość, jak to zwykle jest, ale i wszystko co przyziemne, czyli ból, chęć zrozumienia, akceptacja otoczenia oraz tajemnice. Bez dwóch zdań ta dwójka jest idealnym zaprzeczeniem i protestem przeciwko utartemu powiedzeniu "przeciwieństwa się przyciągają". Ze względu na to, że jestem osobą, która nie lubi stereotypowych rozwiązań bardzo cieszy mnie taki zwrot we współczesnej literaturze.

Przyznam, że  autorka lekko przesadziła w swojej książce z erotyką, która na pewno oddawała spontaniczność, impulsywność zachowania dwójki głównych bohaterów, tęsknotę i potrzebę bliskości, ale też sprawiała, że akcja toczyła się monotonnie i w pewnych momentach nielogicznie, żeby nie powiedzieć bezsensownie. Uważam, że nie trzeba było, aż tyle namiętności, by pokazać, jakie panują relacje między Callie i Kaydenem.

Ogólnie oceniając fabułę, jest ona dobrze zbudowana rozwija się odpowiednio, nie za szybko, nie za wolno, nie brakuje w niej momentów, gdy trzyma czytelnika w napięciu i zmusza do zatrzymania się na chwilę oraz pewnej refleksji nad tekstem, który czyta. To dla mnie podstawa dobrej książki, którą ma się ochotę poddać ponownej lekturze.

W mojej opinii nie może zabraknąć uwag dotyczących szaty graficznej "Ocalenia Callie i Kaydena". Wielkim plusem jest kremowy papier, gdyż jeśli ktoś ma wadę wzroku łatwiej mu przyzwyczaić oczy do stron i do wielkości tekstu, co ułatwia czytanie i wpływa na to, czy jest ono dla nas przyjemnie, czy też uciążliwe. Okładka czyli wizytówka powieści również nie pozostawia nic do życzenia, a po przeczytaniu stwierdzam, że idealnie pasuje do wnętrza książki, czyli do historii zawartej między wydrukowanymi słowami. Fotografia dwójki młodych ludzi przyciąga uwagę i na pewno działa kusząco na miłośników romansu, ponieważ bliskość twarzy mężczyzny i kobiety, sugeruje, jakie relacje między nimi panują, jak bardzo siebie potrzebują. Po prostu przepięknie wyraża uczucia.

Powieść pełna sprzecznych emocji, miłosnych zawirowań, problemów i dotkliwych niepewności. Polecam wszystkim, którzy kiedykolwiek kochali, kochają lub zamierzają kochać, by przekonali się, że nie wszystkie miłości bywają proste.

"….powitanie kogoś, kogo się straciło, nieczęsto bywa łatwe. Zwłaszcza, gdy nie jest się pewnym, kim ten ktoś się stał."


Ocena: 6