wtorek, 30 czerwca 2015

#Łaciata recenzja ~ 24

"Południca ze Świątyni Słońca" - Pati Maczyńska



   Przedstawiam Wam "Południcę ze Świątyni Słońca", czyli  debiutancką powieść polskiej autorki Patrycji Maczyńskiej, którą otrzymałam w ramach rozpoczęcia współpracy z wydawnictwem Novae Res.

   Książka zaskoczyła mnie treścią i nigdy po przeczytaniu opisu nie cieszyłam się tak bardzo.

   Wplecenie legend słowiańskich w fabułę jest dla mnie zabiegiem dotychczas niespotkanym w żadnej z czytanych przeze książek i tworzy bardzo ciekawy, porywający mix.

   Kolejnym plusem książki jest jej okładka, która mnie ujęła od pierwszego spojrzenia. Dopasowanie grafiki do treści pokrywa się z moimi wyobrażeniami i pragnę pogratulować grafikowi w tym wypadku Pani Magdalenie Zawadzkiej. Perfekcjonizm i klasa!


   Zważając też na to, że mój tata, który absolutnie nie czyta książek sięgnął po nią i skończył po trzech dniach świadczy o jakości całego dzieła.


   Ja jako recenzent pragnę serdecznie polecić Wam "Południcę ze Świątyni Słońca" i zachęcić do czytania. :)


   Nie rozpisuję się bardzo, gdyż przygotowałam dla Was małą niespodziankę!




   "Oriana przystawiła córeczki do piersi. Maleństwa natychmiast się uspokoiły i usnęły. Patrząc na nie w tej chwili, nikt nie mógł mieć wątpliwości, że są zdrowymi i szczęśliwymi niemowlakami. Kobieta wreszcie była spokojna o ich przyszłość."


10 ŁACIATYCH PYTAŃ I ODPOWIEDZI

   Kochani, przedstawiam Wam pierwszy oficjalny wywiad krówki ze wspaniałą autorką Patrycją Maczyńską, spod której pióra wyszła niesamowita „Południca ze Świątyni Słońca” wydana nakładem wydawnictwa „Novae Res”.

    1. Misia: Zaczniemy od prostego pytania. Jak długo pisałaś swoją książkę?
    Patrycja Maczyńska: Książkę pisałam trzy miesiące, głównie nocami, gdyż etat pracy jako położna nie daje mi możliwości na pisanie w ciągu dnia.

    1. Misia: Co było dla Ciebie inspiracją do napisania własnej powieści?
    Patrycja Maczyńska:  Do napisania „Południcy ze Świątyni Słońca” zainspirowały mnie podróże, którą odbyłam pięć lat temu i sześć lat temu właśnie do Nowin Horynieckich, Siedlisk i ogółem roztocza i możliwość obejrzenia, bo trudno tu powiedzieć zwiedzenia, Świątyni Słońca, która niestety do dzisiaj pozostaje miejscem nie oznakowanym  tak samo dla turystów jak i innych. Kolejną ważną kwestią jest to, że po śmierci mojego taty miałam depresję, nie mogłam spać i żeby zabić ten wolno płynący czas, postanowiłam wziąć się za pisanie, gdyż wcześniej nie miałam na to siły ani przede wszystkim czasu, więc tak to wyglądało. Chyba wyszło mi to na dobre, jak sądzę.
            Misia: Pozostając przez moment przy tym pytaniu. Czy             odbyłaś tą wycieczkę sama?
    Patrycja Maczyńska: Nie, do Nowin pojechałam wraz z zaprzyjaźnionym ze mną małżeństwem i z moim synem Patrykiem, także już się wydałam z faktem, że postacie z książki pokrywają się z prawdziwymi osobami.

    1. Misia: Mam tu zanotowane pytanie odnośnie tego, czy książka to w jakimś stopniu                                    opis wydarzeń z Twojego życia, lecz nie będziemy do tego wracać, gdyż w poprzednim pytaniu poznaliśmy odpowiedź. Idziemy więc dalej. Jeśli z zawodu jesteś położną skąd nagle zainteresowanie językiem polskim, pisaniem opowiadań? To totalnie odmienne branże, nie sądzisz?
    Patrycja Maczyńska: Tak (śmieje się) to dwie kompletnie oddzielne dziedziny, lecz ja od zawsze byłam szczerze połączona ze sztuką. Lubiłam wszelkie artystyczne rzeczy. Ogółem kiedyś przed położnictwem chciałam zostać instruktorką tańca i udało mi się nawet nią zostać. Udzielałam lekcji charytatywnie.
    Misia: Charytatywnie? To znaczy dla osób chorych?
    Patrycja Maczyńska: Nie, nie, dla dzieci w szkole. Z tym też się wiąże pewna anegdotka. Zapewne pamiętasz ten moment w książce, gdzie opisywałam nieprzyjemne relacje panujące między moim synem i mną, a jego nauczycielką. Właśnie w tamtej szkole poznałam niesamowitą kobietę i zaczęłyśmy się wspaniale dogadywać mimo tego, że się nie znałyśmy. Obie chciałyśmy zrobić coś dla tej szkoły, dla tych dzieciaków i chyba ta idea nas łączyła. Zajęcia odbywały się na jednej z godzin wf-u i wtedy właśnie pracowałyśmy z całą klasą. Myślę, że nasz wysiłek nie poszedł na marne, bo udało nam się dostań na wojewódzki konkurs tańca współczesnego, co było i nadal jest wielkim sukcesem. Ta nauczycielka wkładała samą w siebie w to, co robi, była nauczycielem z powołania.
    Misia: Szkoda, że dzisiaj jest tak mało takich osób.
    Patrycja Maczyńska: Tak, to prawda. W klasach 1-3 tak było, w 4-6 był gnębiony. Opis z mojej książki jest jak najbardziej autentyczny. Właściwie to nawet sytuacje poza tymi fikcyjnymi są słowo w słowo autentyczne.

    1. Misia: Skąd pomysł na motyw Południcy? Czy legendy, które opisałaś w książce są prawdziwe?
    Partycja Maczyńska: Jak najbardziej tak, legendy są prawdziwe. Ogółem pragnę zwrócić uwagę ludzi na to, jakie mamy piękne słowiańskie legendy. Wszyscy raczej korzystają z mitów greckich czy rzymskich i jest to tak strasznie oklepane, że aż przykro, gdy wiem, że istnieje coś równie pięknego, a nikt o tym nie wie. Może moja książka sprawi, że ktoś zainteresuje się tym co nasze, doceni to.

    1. Misia:Dlaczego akurat Nowiny Horynieckie? Zwykli ludzie jeżdżą na wakacje nad morze, w góry, na mazury… ale Nowiny Horynieckie?
    Patrycja Maczyńska:  Tak, to nie jest znana miejscowość, ale znajduję się tam przepiękne muzeum oraz Świątynia Słońca, o której wspomniałam już wcześniej. Ja od zawsze byłam dziwna, nawet moi przyjaciele uważali mnie za taką. Czasem mówili „powróżysz nam”, gdyż wiedzieli, że noszę ze sobą runy.

    1. Misia:Natan – postać prawdziwa czy fikcyjna?
    Patrycja Maczyńska:  Natan to jak najbardziej postać czysto fikcyjna i w tej kwestii nie ma raczej wiele do wyjaśniania.
    Misia: Jednak pozostając w temacie Nataniela. Z tego, co wyczytałam z Twojej notce biograficznej, samotnie wychowujesz syna. Zastanawia mnie to, czy nadal czekasz na miłość. Marzysz o niej?
    Patrycja Maczyńska Oj, mam to już za sobą. Ale może czasem człowiek bywa jednak samotny…? To chyba zbyt długa refleksja jak na ten wywiad. Zalecam, by każdy zastanowił się nad tym w swoim zakresie, w końcu to zależy od jednostki.

    1. Misia: Jak zareagowali Twoi znajomi na wieść o wydaniu Twojej powieści?
    Patrycja Maczyńska: Oj, byli nie mało zdziwieni, gdyż ja mam dyslekcję, dysortografię i wszystko, co tylko posiada przedrostek „dys”, więc ta książka to takie moje duże prywatnie osiągnięcie. Szokiem była dla nich ta wiadomość, również ze względu na to, że do samego końca – czyli momentu, gdy miałam w dłoniach egzemplarz sygnalny – nie wydałam się nikomu poza moją mamą i synem. To głównie ich zasługa, że nie poddałam się i mogłaś przeczytać „Południcę ze Świątyni Słońca” w papierowym wydaniu. Na decyzję o wydaniu mieli również wpływ moi przyjaciele, których wymieniłam w dedykacji, którzy gorąco mnie wspierali Teraz jestem im za to bardzo wdzięczna!

    1. Misia: Czyli podsumowując kwestię realności Twojej książki – znajdują się w niej opisy istniejących miejsc, w których miałaś okazję być, tak?
    Patrycja Maczyńska: Nie, o niektórych miejscach opowiadała mi babcia i niestety ja nie miałam okazji osobiście ich zwiedzać, niektóre z nich nawet już nie istnieją, co bardzo przykre, ale jeżeli nic się w tym kierunku nie zmieni, zniknie również to, co jeszcze żyje w ukryciu. Świątynia Słońca, skamieliny, kromlechy czy Muzeum Skamieniałych drzew. Szkoda tego wszystkiego, gdyż potrzeba tylko odrobiny chęci. Mam nadzieję, że moja książka choć w niewielkim gronie ludzi zaszczepi chęć odwiedzin takich pięknych polskich miejsc. Mamy swoje Forks i Sire, ale dlaczego nie umiemy go docenić?

    1. Misia: W trakcie czytania moją uwagę przykuł pewien fragment i może czepiam się szczegółów, ale czy naprawdę przeczytałaś sagę „Zmierzch” Stephenie Meyer siedemnaście razy?
    Patrycja Maczyńska: Tak (śmieje się), lecz ta liczba uległa zmianie. Teraz to już około czterdziestu razy. Nie tylko czytam, oglądam, słucham audiobooków i czytam w e-booku, a czasami otwieram tylko po to, by zobaczyć co słychać u Belli, Edwarda i Jacoba. To moja ulubiona seria i chyba nigdy mi się nie znudzi. Jako położna pracuję na oddziale onkologicznym i dość często spotykam się ze śmiercią, wtedy ratują mnie przyjaciele ze „Zmierzchu” swoim naprawdę fantastycznym światem.
    Misia: Haha! Niesamowite! Osobiście miałam okazję czytać sagę „Zmierzch” tylko raz i to długo po tym, jak do kin weszła ostatnia część. Nigdy nie rozumiałam tego, jak moje koleżanki mogą podniecać się wampirami i wilkołakami. Śmiałam się, gdy krzyczały „chcemy Edwarda”, było mi to kompletnie obce. Aż w końcu pewnego zimowego dnia znalazłam na allegro całą serię za 60 złotych i bez zastanowienia kliknęłam „kup teraz”. Przeczytałam wszystkie części i chyba żaden z Panów nie ujął mojego serca. Jednak chciałabym zapytać – Edward czy Jacob?
    Patrycja Maczyńska: Haha! Dla mnie zawsze najfajniejszy był Jasper i mam nadzieję, że nie urażam w ten sposób żadnej fanki Jacoba lub Edwarda, która cicho liczyła na to, że dołączę do jej teamu.

    1.  Misia: Czy planujesz kolejne powieści?
     Patrycja Maczyńska: Owszem, teraz jestem w trakcie pisania mojej drugiej powieści, a kontynuacji przygód Oriany, ale na razie nie chcę zapeszać, zobaczymy co z tego wyjdzie. 


Wszem i wobec ogłaszając, chcę podziękować za udzielenie mi wywiadu i odpowiedzi na nurtujące mnie pytania Patrycji Maczyńskiej i zachęcić wszystkich do przeczytania „Południcy ze Świątyni Słońca”! 

Misia.
OCENA KSIĄŻKI: 5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz