poniedziałek, 9 listopada 2015

#Łaciata recenzja ~ 55

"Flawia de Luce. Zatrute ciasteczko." - Alan Bradley


Tytułowa Flawia jest dziewczynką wyjątkowo mądrą jak na swój wiek, a przede wszystkim sprytną, co totalnie mnie w niej urzekło. To najfajniejsza wersja Sherloka Holmesa jaką miałam okazję zobaczyć do tej pory. Czy jest wyidealizowana? Nie, absolutnie nie, posiada wiele zalet, ale również zalety, jak chociażby jej mściwość, a czasem wręcz niezdrowa ciekawość, która nie jednej osobie może zepsuć humor.

Tym co mnie zaskoczyło w postaci Flawii jest wielka miłość do chemii i wiedza, której żadna normalna jedenastolatka (jeśli wszystko dobrze zrozumiałam) nie posiada i myślę, że to mało wiarygodne, by w ogóle posiadała. Wiadomo, rodzą się dzieci z talentem muzycznym, grają od najmłodszych lat, głównie dzięki zaangażowaniu osób trzecich tj. rodzice czy nauczyciele. Flawia natomiast jest samoukiem, który mieszka w wielkiej posiadłości, chodzi do kościoła i ma do dyspozycji pracownię chemiczną po wujku, która jest świetnie wyposażona i posiada bibliotekę unikatowych książek związynych oczywiście z hobby dziewczynki. 

Rozumiem ideę stworzenia Flawii przez autora, ale danie jej tak ciężkiego przedmiotu, bo ścisłego,, jest lekko przesadzone i chyba żaden uczeń podstawówki (bo uważam, że dla takiego przedziału wiekowego, może być adresowana ta książka) nie ma jeszcze pojęcia o chemii i nie wczuje się w to, o czym czyta. Ja miałam łatwiej, ponieważ trzy lata nauki chemii na coś się zdały i rozumiem wzory pierwiastków, ale normalne dziecko z wykształceniem podstawowym... Wątpliwe. Myślę, że Alan Bradley chciał pokazać młodym ludziom, że warto rozwijać się w tym, co lubimy robić, kultywować swoje hobby i podążać własnymi unikatowymi ścieżkami i to jest fajne.

Wplecenie kryminału tylko polepsza efekt książki, która pomimo bardzo rozbudowanej (chemicznie) treści jest przyjemna i szybko ją się czyta, ponieważ niesamowicie wciąga. Szybki rozwój akcji przypadł mi do gustu, dramatyczne obroty wydarzeń również. 

Trzeba pochwalić autora za naszkicowanie postaci grubą kreską, czyli dokładne zwrócenie uwagi na ich cechy charakteru i wygląd, które pomagają nam stworzyć sobie obraz bohaterów. Gorzej może wyszły opisy przestrzeni, jednak komuś kto dużo czyta (jak np. ja) niewiele jest potrzebne do szczęścia i poradzi sobie z wymyśleniem konkretnych przestrzeni bez problemu.

Na uwagę zasługuje okładka książki, gdyż uważam, że jest bardzo przyjemna jak dla dzieci w młodym wieku, przyciąga uwagę, chociażby błyszczącymi elementami i widać, że została wykonana bardzo starannie. Ważnym elementem frontu są detale tj. znaczek pocztowy, który po przeczytaniu powieści, okazuje się kluczowym elementem układanki i jednocześnie tym, co rozpoczęło ciekawą historię.

Podsumowując, bez dwóch zdań "Flawia de Luce. Zatrute ciasteczko" to powieść godna uwagi dla młodych jak i dla starszych. Pozwala nauczyć się chemii! :) W niewielkim stopniu, ale jednak! Przeczytałam tę książkę z przyjemnością i polecam ją każdemu, kto szuka szybkiej lektury z dozą młodzieńczego szaleństwa! Z niecierpliwością czekam na drugi tom przygód niezmiernie odważnej i spostrzegawczej Flawii! 

Misia.

1 komentarz:

  1. Jak byłam w podstawówce (wiele lat temu) to miałam wielu znajomych, którzy interesowali się przedmiotami ścisłymi typu chemia, czy fizyka. Myślę, że to nie powinno wpłynąć na odbiór książki, bo często czytamy takie, których zagadnień nie rozumiemy, ale w ten sposób właśnie możemy się dokształcić :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń